12.1.11

Chwilowo zapominam o czekającej za drzwiami kolejce spraw do załatwienia i zamierzam walczyć z okropnym uczuciem dezorientacji wynikającym z bycia wrzuconą w związanym worku na głęboką wodę obowiązków. Niepokój drapie mnie od środka za każdym razem gdy 
w ciągu paru godzin zostaję bezceremonialnie teleportowana w inną rzeczywistość. Dlatego czuję, że muszę trochę poudawać, że nie istnieje świat inny niż ten zbudowany z czarno- białych znaczków i moich myśli. Poza tym źle robi mi niepisanie, za dużo mam myśli poplątanych  w środku i gdy widzę je zmaterializowane w postaci słów i znaków i trochę rozplątane to czuję, że nie są one tak nieokrzesane jak mi się wydaje. Jeszcze tylko troszeczkę zanim zajmę się wcielaniem 
w życie wizji mojej świetlanej przyszłości i nadam każdej ze spraw oddzielny numerek wystawiając tabliczkę z napisem ‘kasa czynna’. 
Ale to za chwilkę, obiecuję.

Będzie strumień świadomości zatem bo pięć kilo ustaw dotyczących relacji państwo- kościół w państwach Europy Wschodniej spogląda na mnie dość wymownie i nie mam czasu na pieszczoty oralne w Wordzie. 

Nadal sporadycznie zdarza mi się dźwigać wewnątrz niezidentyfikowany obiekt, który próbuje zahamować mi drogi oddechowe i czyni mnie rozedrganą. Dziś noszę go w sobie cały dzień zatem podejmuję próbę jego wyrzygania, która mam nadzieję odniesie skutek zamierzony czyli powrót do krainy chilloutu, orgazmu, kawioru i wiecznej szczęśliwości.

Miniony rok był sinusoidą. Najpierw o ekstremalnie stromym spadku 
a później o niespodziewanym natężeniu szczęścia, z którym do tej pory do końca nie wiem co mam robić, na co przerabiać. I jak się uspokoić by 
w kulminacyjnym momencie gdy atakuje w wieku lat 22 na zawał nie zejść. (Ekspresja słowna działa u mnie tylko w jedną stronę, uczuć pozytywnych nie umiem wyrazić nawet wtedy gdy radość kapie na mnie litrami  z sufitu czyli wtedy kiedy najbardziej tego potrzebuję. Mój drogi, musisz mi to wybaczyć i wierzyć temu, co mówią wtedy moje, według M ‘sarenkowate’, oczy. )
Czasem jednak wciąż toczę moja małą walkę o szacunek do swojego odbicia w lustrze i wciąż nawiedzają mnie rzeczy, myśli i stany, których sobie nie życzę. Przeganiam je jak muchy, wiem że odejdą, wiem też że cokolwiek się stanie dam radę, otrzepię się i with a litte help from my friends pójdę dalej. Ale, nie wiem czy to przez Warszawę, rozłąkę, sesję czy ( kurwa, niech będzie) PMSa, ale pociski tłoczone z moich własnych schizów wciąż atakują moją głowę. Czasem, na przykład dziś, trafiają.
Doświadczenie jednostajności i monotonni bardzo później pomaga wyławiać perełki z oceanu mającej smak zużytej gumy do życia codzienności i dostrzegać magię w rzeczywistości. Zatem, o ile nie są to bolesne poranki lub dłużące się jak msze w kościele gdy miałam lat dziesięć wykłady, szukam, próbuję wywąchać i chwycić za karczycho każdą najmniejszą wyjątkowość 
i każę jej trochę zostać w mojej głowie i siedzieć grzecznie w wydzielonej gdzieś w okolicach szyszynki ławce. Przestałam przejmować się detalami, słowo 'jebać' nie brzmi może dobrze jako credo (pewnie po łacinie brzmiałoby lepiej) ale sprawdza się doskonale. Mimo to w dni takie jak ten mam wrażenie, że zaraz jakaś bliżej nieokreślona siła o mocy oka Saurona wtargnie w to moje obecne zajebiste życie i znów mi je rozpierdoli szydząc z tego, że byłam skłonna przez chwilę uwierzyć, że mogę być całkiem wiarygodnym i opiniotwórczym i jak najbardziej uprawnionym do podejmowania decyzji organem oraz w to, że niekoniecznie jestem winna wszystkim plagom tego świata. W odwecie mam tylko słowa i moją żałosną odwagę by składać z nich zdania. ‘Odwagę’ bo język polski mówi mi, że nie istnieje coś takiego jak odwaga w wersji zdrobniałej.

Pij nie pierdol powiedziałaby M. Tak, to musi być PMS.
Bo przecież ten spontaniczny banan na mojej mordzie kiedy idę ulicą 
i przypomina mi się coś rozbrajającego zobowiązuje, prawda? 
Miałam wrzucić oniryczne How to dress well ale pomyślałam, że natężenie melancholii w ich wydaniu będzie jak na dziś zbyt ryzykowne. Właściwie to dziś wszystko byłoby ryzykowne. Myślałam więc i myślałam aż w końcu przypomniałam sobie, że obiecałam być odpowiedzialna za czyjś pijar i menejdżment i wydruk koszulek z napisem WEŁNA JEST ZAJEBISTA. Bo jest a ja regularnie rzucam w autora majtkami by to udowodnić. Tak naprawdę to zwykła  grouppie ze mnie.




Dostałam lukratywną propozycję napisania hip hopowego tekstu. Kusi ale nie wiem czy się odważę.

I jeszcze, gwoli formalności: gratulujemy wszystkim zaręczonym! A, znasz mnie i moje podejście, ale tym razem nie ma we mnie cienia ironii. Patrz, my to się zawsze w coś wpierdolimy:).

Już mi lepiej. Pełna entuzjazmu godnego bohatera Tales of Mere Existence  (swoją drogą mojego idola) ruszam do nauki. Nie ma opiardalania sia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz