24.8.10

'Ja przepraszam państwa najmocniej za zgrzytanie zębami...'
Chwilowo jestem absolutnie speechless. I przemówię najlepszą moim zdaniem piosenką pani o wspaniałym głosie, który darzę ogromnym sentymentem.

Right beyond the cigarette and the devilish smile
you're my crack of sunlight


P!nk- I'm not dead

Ile dziecinnej radości może udżwignąć 48 kilogramowe ciało?

16.8.10

Zanim mój laptop wróci do żywych i będę w końcu mogła dać upust wynurzeniom
o okropnych Katowicach, pięknej na ich tle niczym raj utracony jak to ktoś, nie pamiętam kto na swoim muzycznym blogu zauważył Dolinie Trzech Stawów, muzycznych odkryciach, przemyskich poljach, zalewach, górach, wiatrakach, upałach i rozkminach, zanim to wszystko opiszę ze wszystkimi detalami i aż do wyrzygu to dziś będzie jeszcze krótko i treściwie. A dokładniej to będzie o szczoteczce do zębów.

Bo tak sobie kilka dni temu zdałam sprawę, że to jest naprawdę przerażający przedmiot. Uświadomiłam to sobie stanąwszy przed lustrem o 3 w nocy już lekko pijana trochę dźwiękami, trochę słowami (ach!) ale najbardziej to chyba jednak winem półwytrwanym przed czyimś lustrem z zapakowaną jeszcze ową szczoteczką w ręku, którą rozpakować miałam po to żeby tam była po prostu i żeby była moja. Żebym nie musiała nosić swojej innymi słowy.

Bjork śpiewała I'm so bored with cowards, they say they want and then they can't handle. Obawiam się, że okażę się tchórzem ale na razie chłonę to co mam. Do dania i do wzięcia. W obustronnym pakiecie przede wszystkim rozmowy oparte na wzajemnym kończeniu zdań, żarty doprowadzające do łez i tyle subtelnej i werbalnej czułości, że aż przestałam maniakalnie pierdolić o seksie co M bezczelnie mi wytknęła. Wszystko się dzieje po coś, cytując moją A, ale na opiewanie jej cudowności i gościnności jeszcze przyjdzie czas.

Aha, szczoteczkę drżącymi rękami w końcu rozpakowałam. 


Caribou- Sandy

5.8.10

Don't judge the book by the size of its wrist.
KLIK

Kanapeczki robię, pakuję kalosze w uśmiechnięte biedronki i uciekam doznawać orgazmów muzycznych do Katowic. A potem do mojej A pić wódkę i rozmawiać. Czasem jeszcze rozmawiać. Nie zapominajmy ponadto o rozmowach. Że nie mogę się doczekać to za mało powiedzianie

Please, before I tell you I'm not worth the worry, hurry

3.8.10

Zapamiętać i powtarzać jak mantrę: konwenanse ssą.
Najlepiej wychodziłam z różnych sytuacji zawsze wtedy gdy ostentacyjnie pokazywałam powyższym środkowy palec. Tak jak teraz gdy, pomimo niepokoju i niepewności, wyjątkowo mocno czuję że żyję. Co najważniejsze, nie boję się wprost za to komuś podziękować. Zabawne jak nieprawdopodobne rzeczy mogą się wydarzyć kiedy tylko pozwolimy sobie go with the flow. I ile szczęścia potrafi dać człowiekowi niewnikanie i wiara w magiczne sformułowanie 'chuj z tym'. I odrobina odwagi.

Ja wiem, że 'wiara jest jak dupa, trzeba ją mieć', ale od jakiegoś czasu mam wrazenie, że coś, może Latający Potwór Spaghetti albo może po prostu bóg zwany Przypadkiem wysyła mi ewidentne sygnały, które sprawiają, że zdobywam doświadczenie, umiejętności, grzybki z Mario, cokolwiek W każdym razie dzięki nim przy kolejnym skoku wiem już jak nie walnąć łbem w murek i dotrwać do kolejnego poziomu. I wiem, że Pegasus to tylko narzędzie a ja muszę polegać wyłącznie na sobie. Teraz, o 3:11 osiągam wyjątkową jasność umysłu, która każe mi widzieć w tym wszystkim jakiś super precyzyjny ciąg Fibonacciego, chociaż nie wierzę ani w żadne zrządzenia losu ani w spiskowe teorie dziejów. Odpowiadam na pytanie z publiki: nie, miłości od pierwszego wejrzenia według mnie też nie ma. No, może oprócz tych dwóch piesków jedzących makaron w bajce Disneya. Dziękuję.

Z cyklu 'z kamerą wśród zwierząt': jestem esencją glamouru, ikoną dobrego smaku, kobietą roku miesiecznika 'Twój Styl' bo chodzę po domu na 12 centymetrowych szpilach. Naiwnie wmawiam sobie, że jak trochę poćwiczę to może za miesiąc świadkując na ślubie nie zaliczę gleby tysiąclecia, nie zacznę pluć krwią i plwocinami leżąc krzyżem przed ołtarzem i nie mogąc wstać. Coś czuję, że Spagetti Monster czuwa i szykuje mi taką zemstę za grzechy ostatnich miesiecy.

'Life through this' kojarzy mi się ze spacerami po Powiślu, oswajałam ją wędrując z jednych zajęć na drugie. Chyba jednak po raz kolejny zbankrutuję bo jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że Hole zagra w Wawie beze mnie.


I've got a blister from touching everything I see.

1.8.10

Śniło mi się ostatnio, że usiłowałam rozbić związek Alviego Singera i Annie Hall. Na swoje usprawiedliwienie mam tyle, że  sama Annie (której twarz stanowiła mieszankę rysów Diane Keaton i Mii Farrow) namawiała mnie do romansiku z Woodim polecając rzekomo dobrą miejscówę na seks na 9 piętrze jednego z nowojorskich wieżowców. Niestety, nie udało mi się ujrzeć ani doświadczyć jego pierwszego przed mózgiem ulubionego organu. Przez kilka sekund między snem a jawą byłam jednak pewna że znajduję się
w klimatycznym mieszkaniu na Manhattanie. Brakowało tylko 'Rhapsody in blue' Gerswina w tle:

Najpiękniejszy i najbardziej rozczulający opening jaki widziałam. Po obejrzeniu 'Manhattanu', póki nie zweryfikuję tego na własne oczy, Nowy Jork jest dla mnie miastem czarno białym.

Mam mojego własnego Allena, którego nie oddam nikomu. Tego, czyjego geniuszem nałogowo delektowałam się siedząc pod ulubionym kocykiem z ulubioną herbatką
w ulubionym kubeczku przed laptopem w pochmurne dni września 2008. 

Czarne tło, jazz, białe napisy, dziesięć liter pod hasłem 'written and directed by' i mam moją prywatną sesję psychoterapeutyczną. Żaden mężczyzna w żadnej sytuacji nigdy nie wprowadzi mnie w stan takiego spokoju i odprężenia. Żaden oprócz pana Konigsberga.

A propo, A powiedział mi kilka miesięcy temu że moje życie przypomina film. Chyba miał rację. Ostatnie dni to jedno wielkie cudowne szaleństwo, chociaż na pozór nie dzieje się nic. Ładuję akumulatory i cieszę się ostatnimi chwilami pełnowymiarowych wakacji szlajając się po mieście, w którym czas się zatrzymał. Jak mogłam nie tańczyć przez 20 lat? Myśli samobójcze owszem, miewam, lecz tylko wtedy gdy w połowie drogi rozładuje mi się ipod. Mam wtedy ochotę usiąść na krawężniku i płakać. Kolekcjonuję przeżycia i to jest uzależniające. I'm not tryin' to cause a fuss I just wanna make my own fuck-ups cytując Polly Jean Harvey.
Mądrości z publicznych szaletów głoszą, że lepiej żałować tego co się zrobiło niż tego czego się nie zrobiło. Mądrości szaletowe bywają odkrywcze i genialne w swej prostocie.

Ponadto jestem pełnoetatową i prywatną dziwką dla moich przyjaciółek. Dostępna 24 h/d, zawsze w pełnej gotowości, zawsze pod telefonem tak jak i one wobec moich, mniej lub bardziej porąbanych, rozkmin. Telefony o 3 w nocy bo moja M ma weltschmerz co oznajmia mi głosem, jakim mówiłyby małe niedopieszczone pieski gdyby mówiły. Smsy, które dostaję w połowie randki z pytaniem czy żyję i nie zostałam zgwałcona wymagające natychmiastowego odzewu bo jak nie odpiszę to zadzwoni i opierdoli bo przecież ona 'się kurwa martwi '.Nie piszemy do tego kogoś dzień po zanim nie zadzwonimy do siebie by zapytać czy, kiedy i co pisać. Moje trzy mistrzynie głębokiej i wnikliwej rozkminy, ciętych ripost przy których łącza gg się przegrzewają, przekleństwa mnożą, porozumienia osiągane są poprzez spojrzenie i których obecność daje mi poczucie, że mam wszystko
i jestem potrzebna. Hej biczyz, bez Was nic nie miałoby sensu! A ja wciąż, poprzez analogię do serialu 'Sex in the city', powtarzam, serialu, wierzę w magiczną moc liczby 4.


Jest jednak coś jeszcze czego brakuje mi do pełni szczęścia. Specjalnej broni masowego rażenia, która zmiecie z powierzchni ziemi wszystkie komary i muchy.

Holy Fuck mi się dziś przypomniał. Wciąż nie wiem czy to dołujące czy radosne. Chyba jedno i drugie.